16 sierpnia 2013

Rozdział I

Hej, dzisiejszą notkę chciałam zadedykować Anett z bloga Mi moon.
Mam nadzieję kochana, że pamiętasz co ma być w następnej notce <3 :D



Rozsiadłam się wygodnie w fotelu, na sali pełnej nowych adeptów. Było nas około pięćdziesięciu osób, z których ja chyba byłam najmłodsza.. a przynajmniej tak mi się wydawało. Wszyscy zdawali się mieć minimum sześćdziesięciu letni staż jako nieśmiertelni. A ja? Należałam do tego świata zaledwie od pięciu lat. Dlatego nie rozumiałam dlaczego akurat mnie wybrali. Szczególnie patrząc na zachowanie moich rówieśników, którzy właśnie kończyli ostatnie szkolenia i z pasją bronili naszej społeczności. Ja robiłam to tylko z przymusu.Gdy tylko się sprzeciwiałam, zostawałam karana. Masa siniaków i ran za to, że nie potrafiłam zabijać ludzi, którzy kiedyś coś dla mnie znaczyli. Nie potrafiłam przestawić się na "tryb mordercy". Nie mogłam patrzeć jak giną osoby, które kiedyś znałam. To były najgorsze widoki w moim dotychczasowym życiu.

Po jakimś czasie na salę wszedł Nethel wraz z Mori. Rozejrzeli się po sali, dokładnie oglądając każde z nas. Mori zatrzymała na chwile na mnie wzrok. W jej oczach było widać nienawiść. Najwidoczniej nie podobało jej się jak ostatnio ją pokonałam. Uśmiechnęłam się z satysfakcją i posłałam jej triumfalne spojrzenie. To jeszcze bardziej ją rozzłościło. W końcu przeniosła wzrok na Nethela, który właśnie zaczął przemówienie. Nie byłam nim kompletnie zainteresowana, ale nie miałam wyjścia. Musiałam wiedzieć po co akurat ja tu trafiłam.
- Jak wszyscy dobrze wiecie nasi wrogowie po urodzeniu trafiają, tak jak my, do świata ludzi. Waszym zadaniem będzie wyszukiwać wrogie dzieci i je unicestwiać.
- Ty chyba jesteś chory!! Rozumiem, że zabijacie się jak idioci na wojnach! Ale do cholery zostawcie dzieci w spokoju! One nawet nie potrafią się bronić! - Dopiero po chwili dotarło do mnie, że wypowiedziałam te słowa na głos. Oczy wszystkich zgromadzonych zwróciły się w moim kierunku. Mori zrobiła minę jakby chciała mnie zabić. Nethel w mgnieniu oka znalazł się przede mną. Jego tęczówki zmieniły kolor z niebieskiego na szaleńczo żółty. Poczułam się zagrożona, ale się nie bałam. Czułam jak zaczynały wyrastać mi pazury. Jednak starałam się aby oczy i kły zostały niezmienione. Nie chciałam aby rozpoznał moja gotowość do walki. Zmieniłabym się natychmiast, gdyby tylko zaatakował. Potrafiłam zrobić to w ułamku sekundy, lecz zawsze miałam coś w pogotowiu. Twarz Nethela okazywała coraz większy obłęd. Chyba w dalszym ciągu starał się mnie wystraszyć, żebym cofnęła to co powiedziałam. Ja jednak nie miałam zamiaru tego robić. Jedyne co zakrzątało moje myśli to to, aby nie przegapić nawet najmniejszego ruchu Nethela. Serce zaczynało bić mu coraz szybciej. Atmosfera robiła się coraz bardziej napięta. Zerknęłam kątem oka na Mori. Przyglądała się wszystkiemu w milczeniu, tak samo jak reszta. Jeden z obecnych mężczyzn był podekscytowany faktem, że za chwilę może dojść do starcia. W głębi duszy wiedziałam, że wszyscy kibicują Nethelowi. Nie zrażało mnie to. Gdyby mnie zabił miałabym przynajmniej spokój z tym chorym i bezmyślnym zabijaniem. Przez moment przeszła mi nawet myśl, aby schować pazury i czekać na egzekucję. Coś mi jednak nie pozwalało. Patrząc prosto w jego szalone oczy i obłąkaną twarz, wzrastał we mnie gniew. Miałam coraz większą ochotę go zaatakować. Może to była jedna z jego sztuczek? Słyszałam wiele historii o jego zwycięskich walkach. Ponoć jeszcze nikomu nie udało się go pokonać, nawet w szkoleniowych walkach. Zawsze traktował je poważnie. Nawet gdy był początkujący.

Przeciwnik w końcu zaatakował. Atak był bardzo szybki, lecz zamiast we mnie trafił w ścianę. Kawałki tynku posypały się na podłogę. Dwie kobiety wrzasnęły. Jedna z nich - Mori - zaśmiała się triumfalnie. Z boku mogło wyglądać na to, że mnie trafił. Na podłodze, oprócz kawałków ściany znajdowała się mała kałuża krwi. Ja przyglądałam się wszystkiemu stąpając ostrożnie po belce znajdującej się nad salą. Nikt mnie nie zauważył. Wszyscy myśleli, że krew z podłogi była moja, ale nikt nie wiedział, że Nethel nawet mnie nie drasnął.

Pył opadł. Nieśmiertelni przyglądali się stojącemu do nich tyłem Nethelowi. Część z nich rozglądała się po sali szukając mojego ciała. Zdyszany przeciwnik odwrócił się w stronę gapiów. Na ich twarzach widniał strach. Mori zamarła. Po krótkiej walce wiedziała jaką mocą władam, ale nie miała pojęcia, że tamto było niczym w porównaniu z pełną mocą. Ale co z tego, że ją posiadałam? Sama się o nią nie prosiłam. Nie chciałam jej, dlatego postanowiłam sobie używać jej tylko do obrony. Nie chciałam nikogo krzywdzić. Dużo bardziej wolałam być wyrzutkiem społecznym w świecie ludzi, niż władać tak potężną mocą i zabijać niewinnych.
- Co to do cholery jest?! - Krzyknął jeden z przerażonych gapiów wskazując na mnie palcem. Reszta spojrzała w moją stronę. Znajdowałam się w ciemnym miejscu, więc widzieli jedynie dwoje błyszczących, zielonych oczu. Zeskoczyłam na ziemię, aby pokazać im się w pełnej okazałości. Moje śnieżno-białe futro błyszczało w świetle wpadającym przez okiennice. Byłam nienaturalnej wielkości tygrysem. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam się w lustrze po przemianie, sama się przeraziłam. Tygrysy widziane w zoo były przy mnie małymi, domowymi kotkami. Mimo swej olbrzymiej masy potrafiłam zakraść się bezszelestnie dosłownie wszędzie, natomiast białe futro nie przeszkadzało mi w kamuflowaniu się. Jak kameleon potrafiłam dostosować je do zmieniającego się otoczenia, tylko czarne pręgi zostawały bez zmian.

Zauważyłam jak jedna z kobiet wybiega z sali. Po chwili wraz z nią trzech rosłych mężczyzn. Jeden z nich pomógł Nethelowi utrzymać pion. Powróciłam do swojej naturalnej postaci. Przełożony zwrócił się ku mnie. Teraz mogłam zobaczyć jak wielki cios mu zadałam. Zrobiło mi się strasznie głupio. Żałowałam, że użyłam aż tak potężnego ciosu. Zmieszani nieśmiertelni patrzyli raz na mnie raz na niego. Ogromna szrama na jego ciele była okropna. Przechodziła przez twarz, tors i rękę, którą chciał mnie uderzyć. Spuściłam wzrok. Nie mogłam na niego patrzeć. Nienawidziłam się za to. Mężczyzna podtrzymujący Nethela, próbował wynieść go z sali i zaprowadzić do ambulatorium. Kiedy zbliżali się do wyjścia, postanowiłam się odezwać.
- Nethel... Ja... ja cię przepraszam. Nie chciałam tego zrobić... nie tak mocno... ja się tylko broniłam. - Oczy zaszły mi łzami. Nie potrafiłam tego powstrzymać. - Tak bardz...
- Przymknij się! - Wrzasnął na mnie jak najgłośniej mógł. Odwrócił się w moją stronę. - Nie mam ci za złe tego, że prawie mnie zabiłaś. Pokazałaś w końcu, że jest ktoś, kto potrafi mnie zranić.. ba, nawet zabić jednym ciosem. Jesteś niebezpieczna, a zarazem cholernie słaba. Nie obchodzi mnie jak... ale musisz to zmienić. Idiotko, ty masz walczyć i zabijać a nie płakać nad każdą raną przeciwnika! - Posłał mi gniewne spojrzenie. Pierwszy raz, ktoś aż tak podniósł na mnie głos. Mimo to nie miałam zamiaru go słuchać. Miałam swoje własne przekonania i jego zdanie, a tym bardziej groźby nie miały na mnie wpływu. - Mori, wiesz co masz robić, nie mogę patrzeć na tego tchórza. - Po tych słowach zniknął za drzwiami. Blondynka podeszła do mnie i bez słowa wyprowadziła drugim wyjściem.

3 komentarze:

  1. Wow xD Dziewczyna przemieniająca sie w olbrzymiego białego tygrysa i w dodatku pokonująca najlepszego wojownika? Nieźle sie dzieje ;D Oby tylko ten Nethel wyzdrowiał, bo coś czuję że on z Laya bedą para haha xD

    OdpowiedzUsuń
  2. "Dużo bardziej wolałam być wyrzutkiem społecznym w świecie ludzi, niż władać tak potężną mocą i zabijać niewinnych ludzi." Trochę rażące to powtórzenie ;)
    Rozdział świetny! Pierwszy raz spotkałam się z blogiem o tygrysach (i to w dodatku białych! ^^). Jestem pod wrażeniem i żałuję tylko, że notka taka krótka :C
    Życzę weny,
    ~Shade

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zauważyłam tego jak pisałam ;p
      już poprawiam ;)

      Usuń