23 sierpnia 2013

Rozdział II

Mori prowadziła mnie nieznanymi korytarzami. Całą drogę milczała, dlatego szłam rozglądając się po ścianach. Ten korytarz bardzo różnił się od innych w tej części społeczności. Brak okien, jakichkolwiek obrazów. Puste, surowe ściany wyglądały jakby miały straszyć przybyłych. Cisza tylko wspomagała efekt. Mnie jednak to nie przerażało. Nawet na rękę było by mi gdybym musiała zginąć w jakichś tajemniczych lochach. Nawet gdybym była torturowana.Wszystko było lepsze od zabijania niewinnych. Ciągłych wyrzutów sumienia, do których doszło zranienie Nethela. Nie miałam pojęcia co mnie tchnęło, żebym zrobiła mu aż taką krzywdę. Jedno było pewne, nie pasowałam tu. Podejrzewam, że po drugiej stronie tez bym nie wytrzymała. Niby są społecznością ŚWIATŁA, "tymi dobrymi", a mimo to ciągle napadają na nas. I po co komu cięgle wojny? Czy choć jeden dzień nie może być lepiej? Bez dźwięku uderzających o siebie mieczy, łamanych kości... kałuż krwi... Do tej pory każdy, kto myślał tak jak ja zostawał karany, często także zabijany... Więc dlaczego i mnie nie zabiją? Miałabym spokój. Nie musiałabym patrzeć na ciągłe cierpienie... To tak bardzo dołowało. Za każdym razem gdy widziałam cierpienie konających.. czułam się tak samo jak oni. Czułam jak uchodzi z nich życie, widziałam jak błagają o litość tuz przed ostatnim, śmiertelnym ciosem. Na samą myśl o tym przeszły mi dreszcze. Nie chciałam więcej tego oglądać.
- Jesteśmy na miejscu. - Po długiej ciszy Mori odezwała się. Zza moich pleców wyszło dwóch wielkich facetów. Starałam się jakoś uciec, ale byłam w zbyt wielkim szoku. szybko mnie obezwładnili i podali jakiś środek. Czułam opuszczają mnie wszelkie siły. Nie mogłam się poruszyć. Ogromny, przeszywający ból ciągnął się przez całe ciało. Ostatnim co widziałam był blask światła zza otwierających się drzwi. Odpłynęłam...

Po jakimś czasie ocknęłam się. Dalej byłam półprzytomna. Rozejrzałam się po sali. Wszędzie znajdowały się przyrządy do tortur. Wielkie kolce, łańcuchy, klatki.. elektryczne pastuchy. Mogłam się tego spodziewać. W końcu zaatakowałam własnego przełożonego... Stąd te ogromne łańcuchy trzymające mnie przy ścianie. Czułam się jak jakieś zwierze.. ba, w końcu po części nim byłam. Ogromna metalowa obroża z kolcami skierowanymi do środka... Każdy ruch był bolesny. Jednak nie dało się wytrzymać bez żadnego ruchu, szczególnie wtedy, gdy podszedł do mnie ten olbrzymi wampir. Chyba miał zostać moim oprawcą, stwierdziłam tak po wielkim elektrycznym pastuchu w jego łapskach. Podszedł na tyle blisko, aby móc potraktować mnie prądem. Poczułam piekący ból na lewym boku, który z zawrotną prędkością rozprzestrzeniał się po całym ciele. Kończyny zaczęły mi drgać, obroża werżnęła mi się w szyję. Mimowolnie wrzasnęłam z bólu. Krew kapała coraz mocniej. Wiedziałam, że kiedy się przemienię ból będzie mniej odczuwalny. Futro i skóra bardzo dobrze chroniły przed urazami. Jednak nie chciałam się zmieniać. Wolałam umrzeć w cierpieniu niż sobie pomagać.
- I jak? Przeszło ci żałowanie przeciwników? - Mori była wyraźnie zadowolona z tego, że ledwo żyję. Stała nade mną z uśmiechem na twarzy.
- Zabijcie mnie. Nie będziecie musieli tracić siły na tortury, a i ja dostane to czego chcę już od czterech lat. - Spojrzała na mnie z politowaniem.
- Co, zbyt mocno cierpisz i masz dość? A to dopiero dwie godziny.
- Mam dość od samego początku jak trafiłam do tej społeczności. Nawet nie wiesz jak brzydzę się wojną, cierpieniem innych... zabijaniem bez celu. Nie patrz na mnie jak na wariatkę, ja mówię serio. Od czterech lat staram się jakoś stąd wyrwać. Nawet jeśli wiązało by się to ze śmiercią. Wolę umrzeć sama niż patrzeć jak z innych uchodzi życie. Patrzyłaś kiedyś prosto w oczy osobie, którą zabijałaś? Nie?... Czemu mnie to nie dziwi... Wyobraź sobie, że ja patrzyłam na śmierć dziewczyny, z którą przyjaźniłam się kiedy byłam jeszcze wśród śmiertelników. Błagała mnie żebym jej pomogła... a ja co? Nie mogłam nic zrobić... nawet nie wiedziałam co... patrzyłam jak jej wzrok zaszywa mgła, a ciało powoli rozpływa się w powietrzu. Wiesz jak się czułam?! Jak zdrajca! Kompletna idiotka, która zabija bez celu... niewinne osoby, które kiedyś coś znaczyły... nie tylko dla mnie... każdy był kiedyś czyimś ojcem, synem.. matka.. babką... a my jak ci idioci łapiemy broń i idziemy na rzeź... tylko po co? co oni nam zrobili, że ciągle musimy z nimi walczyć? - łzy zaczęły napływać mi do oczu. Nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć, nawet pisnąć z bólu przez tą cholerną obrożę.
- Chcesz wiedzieć czemu to robię? - W głosie Mori wyczułam rozpacz. Nie pasowała do niej. Dała mi się poznać jako pozbawiona uczuć wojowniczka, a tu proszę.. bardzo mnie zaskoczyła. Nigdy bym nie pomyślała, że pod tą grubą warstwą oschłości znajduje się osoba ze szczerymi uczuciami. - Kiedyś, tak jak ty, należałam do grupy Centila. Tam poznałam faceta, który odmienił moje życie. Oboje mieliśmy dość walki. Byliśmy młodymi adeptami.... Założyliśmy rodzinę... Urodziłam jedno dziecko, po kilku latach, kiedy włączyło się w nasze szeregi, ponownie zaszłam w ciążę. Byliśmy szczęśliwą rodziną...  Aż do momentu, kiedy ponownie napadli na nas. Nie posłuchałam męża i poszłam walczyć mimo ciąży. Dostałam ogromny cios w brzuch... Zwijałam się z bólu... Jednak cios nie bolał tak mocno jak świadomość, że mogę stracić dziecko. Powoli traciłam wszelkie siły... z oddali słyszałam męża krzyczącego moje imię... po chwili głos ucichł... Od razu domyśliłam się co się stało. Straciłam chęć życia... Najgorszy był jednak inny widok. Starałam się podnieść i walczyć dalej. Wtedy jak przez mgłę zobaczyłam jak jeden z nich zadaje cios mojemu synowi. Patrzyłam jak się rozmywa... Stałam tak i czekałam aż ten drań podejdzie do mnie i zada mi śmiertelny cios... Niestety nie doczekałam się tego. Ktoś mnie zasłonił i zabił go, po czym zaniósł do szpitala wojskowego. Przez kilka tygodni cierpiałam. Ból fizyczny mieszał się z psychicznym... To było najgorsze co mogło mi się przytrafić. Straciłam całą rodzinę. Wszystkie bliskie mi osoby... Więc nie dziw się, że taka jestem! Muszę ich pomścić. - Dziwnie było mi patrzeć na jej łzy. Ale doskonale ją rozumiałam. W końcu zrozumiałam, że nie wszyscy są tam tępymi, żądnymi krwi idiotami. Nie mówię, że każdy, ale przynajmniej połowa z nich miała za sobą podobną historię.
- Kim był ten człowiek który cię uratował?
- Może ciężko będzie ci w to uwierzyć... ale był to Nethel... Po tym, kiedy już doszła do siebie, przyłączył mnie do swojej grupy. Nie pytał o nic, sam też nie opowiedział swojej historii, którą ma każdy w jego grupie. Każde z nas coś przeszło, tylko nikt nie  opowiada sobie o tym. Ty jesteś jedyną osobą, która zna powód mojej zemsty, ja zapewne tez jestem jedyną, która poznała twój sekret. Mam nadzieję, że tak pozostanie. - Z jej twarzy zginął smutek, zamiast niego znów pojawiła się mina bez wyrazu. Zawołała do siebie mojego oprawcę i szepnęła mu coś do ucha. Mężczyzna zbliżył się do mnie i szybkimi ruchami zdjął ze mnie łańcuchy. Mori pomogła mi wstać. Po chwili do sali tortur weszły dwie kobiety z noszami. Ułożyły mnie na nich delikatnie i powoli zaniosły do szpitala. Kiedy już ułożyły mnie w szpitalnym łóżku, zasnęłam...

2 komentarze:

  1. Wychodzi na to, że nie wszyscy w tej całej brygadzie są tacy zimni i rządni krwi. Podoba mi się ten rozdział. Wciągnęły mnie wyznania obu dziewczyn ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. zapowiada się coraz bardziej ciekawie , czekam na więcej !

    OdpowiedzUsuń